Wrażenia z bety God of War: Wstąpienie; gameplay z polskiej wersji
Nieoczekiwany hit?
Seria God of War przez ostatnich kilka lat żywiła się wyłącznie miłością graczy do kampanii jednoosobowej, z daleka trzymając się od jakichkolwiek funkcji sieciowych. Gdy w okolicach premiery God of War III pojawiły się fałszywe plotki o implementacji trybu wieloosobowego, wielu pasjonatów, delikatnie mówiąc, obawiało się całkowitego zniszczenia dobrze wyważonej rozgrywki z części poprzednich. Niepotrzebnie, bo wersja beta trybu multiplayer, który znajdzie się w God of War: Wstąpienie udowadnia, że „chcieć to móc” - tryb może okazać się nieoczekiwanym hitem i początkiem wysypu sieciowych action platformerów.
Przy pierwszym uruchomieniu gry wita nas samouczek, pełniący jednocześnie funkcję konfiguracyjną. Poznamy tu podstawowe ruchy bohatera i wybierzemy bóstwo, pod którego banderą będziemy toczyć wojny. Każdy z czterech bogów - Ares, Zeus, Hades i Posejdon (w wersji beta dostępnych jest tylko pierwszych dwóch) - odpowiada jednej z klas postaci. Oddanie się Aresowi równa się wybraniu klasy Wojownika, władającego Magią Ognia. Zeus zaś da nam moc Maga Wojennego, który potrafi ogłuszać oponentów elektrycznością.
Dla fanów cyklu samouczek będzie tylko formalnością, bo sterowanie bohaterami trybu multiplayer niemal 100-procentowo pokrywa się ze sterowaniem Kratosa z poprzednich części. Kwadrat odpowiada za szybkie ataki „słabe”, trójkąt wykonuje powolne, nie dające się zablokować ataki „mocne”, a kółko umożliwia wykonanie ciosu „fizycznego”. Oprócz tego, pojawia się kilka wariacji ataków specjalnych, w tym te kryjące się pod kombinacją L1 + kwadrat/trójkąt, które ładują się niezależnie od siebie w trakcie walki.
„Dla fanów cyklu samouczek będzie tylko formalnością, bo sterowanie bohaterami trybu multiplayer niemal 100-procentowo pokrywa się ze sterowaniem Kratosa z poprzednich części.”
Każdy pojedynek rozpoczynamy od wizyty w „Poczekalni”, w której zbroimy postać. Podobnie jak w wielu „sieciówkach”, GoW pozwala na dobór broni, zbroi i przedmiotów oraz zakup kolejnych. Niektóre zdobywamy poprzez odblokowywanie następnych poziomów doświadczenia, inne kupujemy. A do jeszcze innych otrzymujemy dostęp poprzez wykonywanie „zadań”, takich jak zabicie odpowiedniej ilości przeciwników za pomocą pułapek czy otwarcie podanej ilości skrzyń. Ku mojemu zaskoczeniu, mimo że do czynienia miałem z wersją testową gry, podłączanie do gier odbywało się bezproblemowo i ani razu nie miałem problemów z łącznością z graczami, którzy wzięli udział w zabawie. Nie trafiłem nawet na wszechobecne w innych grach lagi.
W wersji testowej otrzymujemy dostęp do dwóch podstawowych trybów rozgrywki. Na maleńkiej arenie „Forum Herkulesa” rozgrywamy 4-osobowe pojedynki na zasadach „każdy na każdego”. Tu rozgrywka jest zdecydowania najbardziej dynamiczna. Mała przestrzeń zmusza do ciągłych konfrontacji, a gameplay w tym trybie najlepiej wyobrazić sobie jako pojedynek czterech Kratosów. Chociaż okładające się postaci to niesprecyzowani wojownicy, ich sposób poruszania się i zadawania ciosów do złudzenia przypomina legendarnego „Ducha Sparty”. W tym trybie zwycięża ten gracz, który mordując współzawodników jako pierwszy przypodoba się bogom. Im bardziej pomysłowy sposób na zabicie wroga, tym więcej punktów przychylności. Metod kaźni jest wiele. Możemy nadziać oponenta na wystające ze ściany kolce, zaszlachtować go z pomocą trzymanych broni, wykorzystać jedną z broni specjalnych, które co jakiś czas pojawiają się na ekranie albo - gdy nad zmęczonym przeciwnikiem pojawi się czerwona poświata - wykończyć go za pomocą „brutalnego mordu”, któremu towarzyszy krótka animacja.
Kopanie tyłków strasznie wciąga, a fakt, że w dowolnym momencie nasz grad ciosów może przerwać któryś z walczących graczy, dodaje grze dodatkowego elementu taktycznego. Trzeba dobrze ważyć wykonywane kombosy i wiedzieć, kiedy je przerwać, by zdążyć zablokować nadciągający cios, albo po to, aby odwrócić się i zaskoczyć kombosem nacierającego od tyłu wroga. W ten sposób możemy wciągnąć go w wir walki i upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
Aby nie doprowadzić do sytuacji, w której wszyscy oponenci zawiązują pakt i skupiają się na jednym graczu, pod przyciskiem L2 kryje się opcja ucieczki z trwającej serii ataków. Taki „combo-breaker” potrafi uratować skórę nawet w najbardziej beznadziejnych sytuacjach, ale - podobnie jak ataki specjalne - jego użycie uzależnione jest od wypełniającego się paska gotowości.
Drugim z trybów bety jest „Pustynia Zaginionych Dusz”, którą mogliśmy przetestować wcześniej chociażby na Gamescomie. Ta drużynowa wariacja zmusza nas do przejmowania i utrzymywania kontroli nad ołtarzami umieszczonymi na dużo większej mapie - wielopoziomowej budowli, podzielonej na pomniejsze areny za pomocą schodów i drewnianych mostów linowych. Główną atrakcją tego poziomu jest Polifemusz, gigantyczny cyklop skuty okowami, który spogląda na nas w tle areny. Zwycięska drużyna dostępuje wątpliwego zaszczytu skrócenia jego męk w brutalnej i groteskowej animacji końcowej. Gameplay w tym trybie przypomina do złudzenia strzelankową „Dominację” i nagradza przede wszystkim taktyczne przejmowanie i utrzymywanie punktów kontrolnych. Zabijanie staje się tu kwestią drugorzędną (choć wciąż punktowaną). Oprócz różnic w celu, oba tryby są do siebie bliźniaczo podobne. Biegamy, brutalnie mordujemy oponentów i sami padami ofiarą wojowników drużyny przeciwnej.
„Zapowiada się solidny kawał multiplayera - pod warunkiem, że pokazane dwa poziomy bety to zaledwie część treści szykowanej dla wersji pełnej.”
Czy warto byłoby kupić „Wstąpienie” tylko dla multiplayera? Pewnie nie, bo dwie areny to zdecydowanie za mało, by nie znudzić się po kilku potyczkach. Jednak jako dodatek do pełnoprawnej, jednoosobowej kampanii tryb wieloosobowy staje się znaczącym wabikiem. Zwłaszcza w okolicach premiery, gdy serwery będą przeładowane chętnymi śmiałkami.
Zapowiada się więc solidny kawał multiplayera - pod warunkiem, że pokazane dwa poziomy bety to zaledwie część treści szykowanej dla wersji pełnej. Twórcom udało się bezproblemowo zintegrować mechanikę trybu jednoosobowego z wymaganiami współczesnych gier sieciowych. Nie pozostaje więc nic innego, jak trzymać kciuki za to, by trafił w gusta wybrednych fanów cyklu.