Wrażenia z wczesnej wersji The Flame in the Flood
Tratwą przez Amerykę.
The Flame in The Flood to produkcja niewielkiego The Molasses Flood. W jego skład wchodzą między innymi byli twórcy serii Bioshock oraz Halo. Zebrane doświadczenie przy grach wysokobudżetowych wyraźnie tutaj procentuje.
Pierwszy tytuł studia to zaskakująco odświeżające podejście do mocno już eksploatowanego gatunku gier survivalowych. Akcję umieszczono w Ameryce, po upadku współczesnej cywilizacji.
Dotychczas udostępniono wyłącznie tryb „nieskończonej gry”, w którym naszym jedynym zadaniem jest po prostu utrzymanie się przy życiu przez jak najdłuższy czas.
W pełnej wersji zaimplementowana zostanie także kampania fabularna. Cały czas pozostaje jednak tajemnicą co tak naprawdę w niej znajdziemy. Nie znamy nawet zarysu historii.
Siłą napędową The Flame in The Flood jest rzeka. To po niej pływamy na skleconej tratwie, co jakiś czas lądując na różnorodnych wysepkach. Ich rozmieszczenie jest za każdym razem generowane losowo, podobnie jak to, co na nich znajdziemy.
Niektóre wyspy to dzikie i opuszczone lokacje, na innych stoją domki czy grasują zwierzęta. Każda skrywa coś, co można w jakiś sposób wykorzystać w dalszej podróży, albo po prostu zjeść.
Czas upływa szybko, a bohaterka i jej pies muszą zdobywać pożywienie, odpoczywać, dbać o zdrowie. Do jadłospisu wchodzi wszystko, co znajdziemy - od owoców i warzyw po resztki i zasuszone mięso.
By przedwcześnie nie zginąć z powodu odwodnienia, uzupełniamy zapas wody w rzece lub dzięki deszczówce. Opady nie są jednak wyłącznie zbawienne dla wysuszonego gardła - powodują także, że postać przemarza, co na dłuższą metę jest równie niebezpieczne jak brak pokarmu.
Ogrzejemy się przy rozpalonych ogniskach, które służą także za miejsca do zapisu stanu gry. Siadając przy nich możemy również wytworzyć różnorakie przedmioty, korzystając z tego co wcześniej udało nam się odszukać i zachować w plecakach.
Co ważne, pies nie jest tylko małym dodatkiem do zmagań bohaterki, lecz czynnie pomaga jej w niedoli, szczekając i odganiając przez to niebezpieczne zwierzęta oraz wskazując przydatne do zebrania obiekty. Biega po okolicy i węszy za przydatnymi roślinami, których użyjemy do produkcji leków lub po prostu zjemy.
Autorzy The Flame in the Flood wciąż pracują nad balansem rozgrywki, dodając nowe przedmioty i rodzaje zagrożeń. Starają się jednak tak wprowadzać zmiany, by rozgrywka wciąż pozostawała wymagająca, ale nie frustrowała.
Mocną stroną gry jest oprawa audiowizualna, z kapitalnym utworem przewodnim wykonywanym przez Chucka Ragana. Świetnie oddaje klimat amerykańskiej prowincji i charakter produkcji.
Grafika jest niezwykle plastyczna i przystrojona w intensywne, ciepłe barwy co kontrastuje z pełnym niebezpieczeństw światem. Zadbano o wiele detali, a bohaterowie są znakomicie animowani. Uwagę zwraca przede wszystkim ruchliwy pies Aesop, ale także nieokiełznany żywioł rwącej rzeki, rzucający tratwą od brzegu do brzegu.
Produkcja The Molasses Flood rozbudza nadzieję, że finalnie otrzymamy zdecydowanie solidną grę. Zmyślną, wymagającą, angażującą, opatrzoną piękną oprawą. Już dziś tytuł przykuwa do monitora na wiele godzin, chociaż przed twórcami sporo pracy.
The Flame in The Flood przygotowywane jest z myślą o komputerach oraz Xbox One. Pełna wersja ma zadebiutować w przyszłym roku.