WWE 2K14 - Recenzja
Przyjaciele z dawnych lat.
WWE 2K14 - gra wrestlingowa studia Yuke's z kolejnym rokiem w tytule i drobną zmianą w postaci przejęcia przez 2K Sports - prezentuje się bardzo nierówno. Oferuje liczne poprawki względem zeszłorocznej edycji i całkiem przyjemną kampanię dla jednego gracza. Cierpi jednak na syndrom „kolejnej odsłony”, gdzie mamy do czynienia z nowym - starym produktem, tak bardzo jak to tylko możliwe. Zmiany są zbyt mało innowacyjne, by całość mogła wywołać przynajmniej zachwyt.
Wrestling to spektakl. Połączenie walki, z markowanymi, teatralnymi klapsami, elementami akrobatyki, dużą dozą gry aktorskiej i kilkoma wiadrami testosteronu - wszystko to tworzy autentyczną, kiczowatą papkę, tak uwielbianą w Stanach Zjednoczonych. Osobno każdy z elementów składowych widowiska prezentuje się przeciętnie, ale razem tworzą coś wyjątkowego, co z jakiejś przyczyny potrafi przyciągnąć rzesze miłośników.
Tymczasem, po wielu latach człowiek mógłby się spodziewać, że silnik WWE ulegnie poważniejszym zmianom, niż dodanie kilku animacji i chwytów. Zapaśnicy zadają sprawniejsze i szybsze ciosy, ale ich prędkość wydaje się nienaturalna, przy wyraźnie wolniejszych chwytach i rzutach. Detekcji kolizji nadal zdarza się zignorować niektóre ruchy, a sztuczna inteligencja przeciwnika raz na jakiś czas musi zrobić coś kompletnie irracjonalnego. Podczas jednej potyczki zawodnik zszedł z ringu, wyjął spod niego krzesło, obszedł ring dookoła, po czym rzucił je na podłogę i wrócił do walki.
Sterowanie nie zmieniło się względem zeszłorocznej produkcji, a nowi gracze bardzo szybko odnajdą się, gdyż wszystkie kombinacje nie wymagają skomplikowanych układów i po kilku minutach mamy wszystko opanowane. Przechwytywanie kombinacji przeciwnika i kontrowanie jego ruchów wymaga poznania odpowiednich „luk” w gardzie oponenta, ale dostatecznie nagradza nas efektownymi zagrywkami, nierzadko kończącymi starcie.
Do dyspozycji mamy kilka trybów szybkich potyczek. Od klasycznych, w stylu „jeden na jednego”, do bardziej rozwiniętych, jak „Money in the Bank”, walki w klatce, a nawet nieczyste zagrywki na zapleczu. Wszystko, czego wrestlerska dusza zapragnie.
Największą uwagę przykuwa tryb o nazwie „30 lat Wrestlemanii”, który podobnie jak zeszłoroczny „Attitude Era”, zabiera nas w sentymentalną podróż do początków widowiska, jakim jest Wrestlemania. To łącznie 45 historycznych walk, na przełomie 30 lat. Każde starcie poprzedzone jest opisem przebiegu, istotnymi ciekawostkami, a czasem nawet uruchomieniem nagrania z przeszłości.
Wcielamy się w znanego zapaśnika i próbujemy odtworzyć autentyczny wynik. „Historyczne cele” to dodatkowe warunki, jakie powinniśmy spełnić, by odblokować ukryte postacie, areny czy akcesoria. Spełniając te dodatkowe wymogi na ringu, uruchamia się retrospekcja w postaci animacji. Odtwarza w ten sposób kluczowe ciosy, które pamiętamy z tamtych potyczek.
„Trzydzieści lat Wrestlemanii to najlepszy element WWE 2K14, który bawi i ciekawi doborem walk.”
Przypomniałem więc sobie świetne starcia: Hulk Hogan kontra the Ultimate Warrior z Wrestlemanii VI; walki olbrzyma Andre; potyczkę Rica Flaira z Macho Manem; czy wreszcie mój faworyt z lat młodości Goldberg w walce z Brockiem Lesnarem (Wrestlemania XX). To były świetne widowiska i pamiętam doskonale, jak ekscytowałem się tym wszystkim, nie wierząc do końca w to, co dzieje się na ekranie, ale chcąc wierzyć, że oni na serio się nie lubią i walczą do utraty tchu. Trzydzieści lat Wrestlemanii to najlepszy element WWE 2K14, który bawi i ciekawi doborem walk.
Niestety, w miarę przemijania wydarzeń historycznych i przy stopniowym wkraczaniu w czasy współczesne, poziom zainteresowania wyraźnie spada. Dzisiejsze walki już nie wydają się takie ekscytujące i ich odtwarzanie nie tylko jest nudne, lecz nawet wydawało się na siłę utrudnione.
Dodatkowo jest też tryb poświęcony rekordowej liczbie zwycięstw Undertakera, czyli tzw „Streak”. Możemy albo jako sam Undertaker bronić tytułu w kolejnych walkach, co przypomina nieco tryb survival, albo też spróbować zerwać dobrą passę Calaway'a. Pierwsze z początku wydaje się banalne, ale już po około trzydziestu przeciwnikach zaczyna się robić wyjątkowo trudne i emocjonujące. Przerwanie passy Undertakera również nie należy do najłatwiejszych zadań.
Liczba dostępnych zapaśników jest imponująca. Dostajemy możliwość grania praktycznie największą śmietanką twardzieli z całego złotego okresu wrestlingu. Od chodzących legend, pokroju Macho Mana, Andre i Hulka Hogana, Undertakera, Tripe H, do współczesnych zawodowców, takich jak the Rock, CM Punk, John Cena czy tych już mniej przeze mnie znanych.
Trochę szkoda, że kilka osobowości, jak Hulk Hogan, zajmuje dwie pozycje wśród puli zawodników, po prostu różniąc się wyglądem z różnych okresów. Ten sztuczny tłok mógłby zostać zastąpiony innymi zawodnikami, niekoniecznie w postaci zapowiedzianego już płatnego dodatku do ściągnięcia.
Wizualnie gra prezentuje się również dość nierówno. Jedni zapaśnicy mają nawet widoczne świecące cekiny i ćwieki na pasach, zaś inni wyglądają jakby ktoś ich wyciął z gry sprzed kilku lat. Tak samo jest z detalami otoczenia. Ładne i szczegółowe elementy ringu, czy widoczne napisy na tablicach trzymanych przez widzów, kontrastują z rozmytymi tłami. Dodatkowo, co piąta osoba na widowni, ma swojego brata bliźniaka, siedzącego nieopodal. Nie zwracamy na nich uwagi w trakcie walki, ale już w każdym innym momencie tak. Zwłaszcza, kiedy oglądamy efektowne wejście wrestlera z muzyką, światłami i pokazami pirotechnicznymi, a dookoła wiwatują mu tekturowi miłośnicy.
W trybie „30 lat Wrestlemanii” również można zwrócić uwagę na drobne modyfikacje względem faktów, a nawet wpadki i niedociągnięcia. Jim Ross i Jerry Lawler komentują połamane żebra Hogana, który na ringu nie wydaje się ani trochę obolały, a przecież w tamtej walce kilka razy Bundy widocznie go uszkodził. Komentarze same w sobie nie są za bardzo emocjonujące i za szybko się powtarzają. Sprawia to wrażenie, że zawodowi komentatorzy stracili „parę” i komentują zerkając na walkę, a tak naprawdę skupiają się na czymś zupełnie innym.
Warto wspomnieć o kolosie, jakim jest edytor postaci i wszystkiego innego. Z początku może się nawet wydawać zbyt ogromny i rozbudowany. Z racji tego, że wszystko można wrzucić na serwery 2K i udostępnić innym graczom, to możemy projektować praktycznie każdy element. Od zapaśnika, przez wygląd areny, scenariusze walk pay per view, na mistrzowskich pasach kończąc. Fani tworzenia własnych wydarzeń wrestlingowych i fikcyjnych turniejów będą wniebowzięci. O ile tylko nie będą mieli problemów z opóźnieniem sygnału. Kilka razy zdarzyło mi się przegrać walkę przez sieć z innym graczem przez sekundowe lagi. Jedna sekunda to bardzo dużo, kiedy kontrować chwyty przeciwnika można tylko w konkretnym, wyznaczonym momencie.
Cała przygoda z WWE 2K14 jest mniej więcej tym samym, czym chwilowe zatrzymanie się na kanale nadającym amerykańskie zapasy - skupia uwagę, pozwala przez moment poczuć się znowu jak młody chłopak, oglądający wieczorne starcia tytanów, ale po chwili czar pryska i zmieniamy program. Tryb historyczny jest wart poznania, gdyż to świetna opowieść w pigułce, dzięki której dowiemy się, w czym tkwi fenomen tego niesamowitego widowiska. Nie jest to jednak na tyle dobra bijatyka, by wciągnęła na dłużej kogoś, kto nie jest zagorzałym miłośnikiem skaczących po ringu, napompowanych atletów.