Skip to main content

Xbox 360, czyli trzysta sześćdziesiąt wspomnień

Dekada z padem w ręku.

Wieść o wstrzymaniu dalszej produkcji Xboksa 360 to nie koniec świata, a świetna okazja do oddania się refleksji na temat siódmej generacji konsol.

Zapewne większość z nas ma jakieś wspomnienia związane z poprzednikiem Xbox One, jednak dopiero ta - zdawałoby się - drobna notka uświadamia, jak pozytywne i kluczowe było ostatnie dziesięć lat.

Od listopada 2007, kiedy zakupiłem Xboksa 360, minęło już sporo czasu. Świadczy o tym nie tylko pokaźna kolekcja ponad 180 gier, ale i liczba wymienionych padów oraz samych modeli konsoli.

Część kolekcji rozrzucona na balkonie

Zaczynałem z białą, dużą, klasyczną wersją, do której mam ogromny sentyment, mimo że była najbardziej wadliwa. Przeżyła uszkodzony napęd, dwa „czerwone kręgi śmierci”, a nawet upadek z wysokości biurka. Prawdziwa weteranka!

Po jakimś czasie wymieniłem zmęczony sprzęt na czarny model Elite. Klasa i elegancja sama w sobie, choć głośność napędu, przypominająca rozgrzewanie silników F16, doprowadziła ostatecznie do wymiany „elity” na wersję slim. Tę ostatnią do dziś z dumą trzymam pod telewizorem.

Wymienianie konsol to tylko wierzchołek góry lodowej. Nie zliczę padów, które zniszczyłem i wzbogacałem o ładowarki. Kinect kupiłem w dniu premiery i nawet dobrze się bawiłem przy grach ruchowych.

To wszystko zaledwie nostalgiczne wspomnienia, jednak jest coś jeszcze. Blask obecnej generacji łatwo przysłania fakt, że bez poprzedniej wszystko mogłoby wyglądać zupełnie inaczej.

Wersja slim w porównaniu z pierwszym modelem. Mała, cicha i nie grzeje się!

To właśnie dzięki konsoli Microsoftu standardem jest zestaw słuchawkowy do komunikacji z innymi użytkownikami. To właśnie tu poznałem świetnych kompanów, z którymi wspólnie gram do dziś - a nie wyobrażam sobie obecnie zabawy przed telewizorem bez długich rozmów ze znajomymi, siedzącymi po drugiej stronie ekranu.

Najważniejsze jednak były gry. Setki godzin spędzonych przy wyśmienitych tytułach, zarówno ekskluzywnych, jak i multiplatformowych. Niemal jak dziś pamiętam pierwsze Gears of War i ekscytację związaną z systemem osłon. Forza Motorsport 2, która pokazała, że nie tylko Gran Turismo pretenduje do miana symulatorów. Nie sposób też zapomnieć o Alan Wake.

Pierwsze Assassin's Creed, Borderlands i oczywiście Mass Effect. Przez pierwsze Dark Souls mój pad nie przeżył gwałtownego spotkania ze ścianą. To tytuły, które pojawiły się na początku generacji, a przecież ich głośne echo odbija się do dziś.

Limbo na rzutniku - tak powinno się grać!

Nigdy nie zapomnę tych wszystkich przygód, emocji wywołanych ckliwymi scenami i wspólnych przygód w trybach wieloosobowych. To był najlepszy okres dla posiadaczy konsol i codziennie sobie o tym przypominam, patrząc na moją pudełkową kolekcję w salonie.

Phil Spencer zapewnia, że usługa Xbox Live i wsparcie serwerów dla Xboksa 360 wciąż będzie trwać, a posiadacze Xbox One zyskają kolejne tytuły we wstecznej kompatybilności. Nie zmienia to jednak faktu, że ogłoszenie zakończenia produkcji „trzysta sześćdziesiątki” oznacza tak naprawdę definitywne pożegnanie się z poprzednią, wspaniałą generacją.

Dziesięć lat to imponujący wynik i niewątpliwie czas ogromnego rozwoju rynku gier wideo. Świadomość zakończenia tego cyklu wywołuje jakiś niezrozumiały smutek i poczucie melancholii. W ciągu dekady zmieniają się przecież nie tylko gry wideo, ale zmieniamy się my sami. Ciekawe, czy obecna generacja ostatecznie przyniesie również tyle pozytywnych emocji.

Zobacz także