Z nostalgią wspominam Secret Service. To było okno na mój pikselowy świat
Ściśle tajne spojrzenie na gry.
Lata 90. XX wieku. Mama jak zawsze budzi mnie do szkoły. Jeszcze zaspany w głowie mam klasówkę z matematyki, podwórkowy mecz piłki nożnej i dzień wydania kolejnego numeru Secret Service. Po drodze do szkoły udaję się do najbliższego kiosku i kupuję ulubione pismo. Pachnie jak zawsze wyśmienicie, a ja, wertując strony, zapominam na chwilę o zbliżającym się sprawdzianie. Na biologii nudny wykład o pajęczakach, więc tym bardziej nie mogę doczekać się przerwy. Myśli orbitują już wokół nowych gier, o których za pięć minut poczytam.
Nerwowe przebieranie nogami przerywa dzwonek i z czasopismem pod pachą wychodzę na korytarz. Chciałem zaimponować znajomym nowym numerem, ale się nie udało, bo moim oczom ukazał się widok trzech kolegów, z wypiekami na twarzach przeglądali już swoje egzemplarze.
8-bitowe wspomnienia
Pamiętam pierwsze numery Secret Service i furorę, którą czasopismo robiło wśród moich znajomych. W szkole na przerwach w korytarzu zawsze siedział ktoś i dosłownie pochłaniał informacje związane z grami i komputerami. Commodore 64, Atari 65XE czy potem Amiga 500 to było marzenie każdego młodego fana rozwijającej się wirtualnej rozrywki. Do dziś wspominam długie rozmowy z kolegami o grach, które znaliśmy wyłącznie ze stron Secret Service czy Top Secret. Wtedy to było nasze okno na pikselowy świat.
Nie zawsze wymiana zdań odnośnie do nowej gry kończyła się spokojnie. Często rozmowa zamieniała się w sprzeczkę i głośną wymianę poglądów na temat danej recenzji czy wrażeń z rozgrywki. Uspokojeniem nerwowej atmosfery były zaproszenia na wieczorne grupowe granie w Giana Sisters na C-64 czy partyjki Mortal Kombat na Amidze 500. W pamięci mam jedno z takich spotkań, kiedy zmagania w znanej platformówce z siostrami w roli głównej tak nas pochłonęły, że straciliśmy rachubę czasu.
Po kilku nieskutecznych upomnieniach o zakończeniu grania ze strony mojego taty, około godziny 22 w domu zgasło światło, a tata z bezpiecznikiem w ręku spokojnie żegnał po kolei każdego z pięciu kolegów. Podobne spotkania i pełne rywalizacji turnieje były w Pole Position, River Raid czy International Karate. Piksele nas cieszyły, nikogo nie interesowała grafika, a wspólne wieczory mam w pamięci do dziś. Wtedy liczyło się towarzystwo rówieśników, niespotykane wcześniej emocje i dobra zabawa.
Razem z Secret Service często spełniałem marzenia
Trzydzieści lat temu miałem okazję z bliska przyglądać się początkom komputerowej rozrywki. Wtedy wszystko się zaczynało i dla młodej osoby to było wielkie „wow”. Zlepek pikseli przemieszczający się na ekranie wywoływał euforię podczas wspólnego grania z siedzącą obok osobą. Wszystkie radości, pierwsze miejsca, drugorzędne osiągnięcia czy pobite rekordy świętowaliśmy wspólnie. Podobnie było z przegranymi turniejami, wielokrotnymi próbami nieudanych wyczynów i awariami sprzętu.
obrazek top secret -Wiele razy granie zostało nagle przerwane przez zepsuty joystick. Czasami emocjonująca rywalizacja była tak intensywna, że mikrostyki czy gumki, w zależności od sprzętu, odmawiały posłuszeństwa i było po zabawie. Dla zapalonych graczy był to prawdziwy koniec świata, bo nowy joystick wtedy nie kosztował mało, ale pamiętam, że jeden z moich kolegów miał starszego brata, który zajmował się elektroniką i priorytetowo naprawiał nam różnego typu zepsute akcesoria.
Wiadomości o nowych grach, recenzje i zapowiedzi czytałem z zapartym tchem. Przecież właśnie z Secret Service czy Top Secret dowiadywałem się o godnych zainteresowania tytułach, czekałem na ich premierę lub razem ze znajomymi komentowałem artykuły. Wtedy nie było Internetu, materiałów z rozgrywki do obejrzenia na każde życzenie czy innych alternatyw i jedynym źródłem rzetelnych informacji były magazyny o grach. Do nowego numeru odliczałem dni i czekałem z wielką ekscytacją, bo cała otoczka z tym związana była czymś wyjątkowym i niepowtarzalnym.
Historie, anime, kody, konkursy i KGB
Recenzje i zapowiedzi gier to oczywiście nie było wszystko. Każdy magazyn czytałem od dechy do dechy, ciesząc się ciekawymi treściami związanymi z historią postaci, komputerów, anime i mangą, testowaniem sprzętu, a nawet zdarzającymi się konkursami. Lubiłem zmieniające co jakiś czas wygląd „oceniaczki”, które zawierały nie tylko wystawione noty, ale też inne przydatne informacje. Sprzęt, dystrybutor, termin wydania, liczba dyskietek czy lakoniczne plusy i minusy to były wystarczające wskazówki, aby dowiedzieć się wszystkiego o danej grze.
Potem można było z czystym sumieniem i solidnym przygotowaniem prosić rodziców o kolejną grę. Wiele ciekawostek dowiedziałem się z rubryki KGB - bardzo taniego specjalnego dodatku do Secret Service, w którym pojawiały się listy czytelników, porady dla „zbłąkanych graczy”, kody i podpowiedzi w „Tips & Tricks” czy inne redakcyjne rodzynki. Dostać można było też magazyny z płytami CD pełnymi ciekawego materiału i wersji demonstracyjnych gier.
obrazek secret service 2 -Mimo upływu tylu lat wciąż dobrze pamiętam niektóre historie związane z pierwszymi komputerami i magazynami o grach. Wydaje mi się, że jest to możliwe z uwagi na tamtejsze nowości związane z pikselami, niezapomniane chwile spędzone przy grach z rówieśnikami i kiełkującą pasją do wirtualnych światów. Coś w tym musi być, bo po tylu dekadach gry nadal mnie cieszą, są bliskie mojemu sercu i pozwalają skutecznie ubarwić szarość codziennego życia.
Hej! Słyszałeś o naszej nowej książce? „Legendy gier wideo” to opowieść o największych twórcach gier w historii. Zapisz się na listę oczekujących i odbierz dwa darmowe ebooki!