Skip to main content

Zaraz, jakie Civilization VII? Przespałem ostatnie 20 lat, grając w „czwórkę”

„Siódemka”? A komu to potrzebne?

BLOG | Po prezentacji Civilization VII fani strategii są podzieleni. Gdy jedni chwalą powrót do bardziej realistycznej oprawy graficznej oraz rewolucyjne dla serii systemy, inni wieszają na twórcach psy za rezygnację z trybu „gorących krzeseł”. Ja tymczasem stoję samotnie pod ścianą i nerwowo rozglądam się na boki, próbując zrozumieć, skąd nagle wzięła się siódma odsłona serii. Zatrzymałem się na „czwórce”!

Trochę się zgrywam, bo oczywiście nie uszły zupełnie mojej uwadze premiery dwóch ostatnich części kultowego cyklu zrodzonego w umyśle Sida Meiera. Ba, w obie nawet trochę pograłem. Nie trwało to jednak zbyt długo - z każdą turą denerwowałem się coraz bardziej, walcząc z pokusą, by rzucić to wszystko i wrócić do jedynej słusznej odsłony. I ostatecznie, mimo ogromnych starań twórców, by uczynić zabawę lepszą, przegrywałem z tą pokusą i wybierałem „czwórkę”, szybko zapominając o istnieniu jej następczyń.

I jeszcze ta muzyka w menu - klękajcie narody!

Na moją obronę muszę powiedzieć, że „czwórka” jest naprawdę fantastyczna - wciąż niesamowicie grywalna, satysfakcjonująca i ekstremalnie uzależniająca. Przygodę z serią zaczynałem od „trójki”, ale przeskok okazał się zupełnie bezbolesny. Mimo zmian wprowadzonych w interfejsie i systemach, miałem poczucie naturalnej konsekwencji rozwoju. Myślę, że w jakiejś mierze był to rezultat tworzenia każdej kolejnej części z myślą tylko o jednej platformie - o komputerach osobistych. Ta ciągłość zerwana została ostatecznie wraz z premierą Civilization VI, która ukazała się także na konsolach i smartfonach, co wiązało się z wyraźnymi kompromisami.

Pewne systemy mogą wydawać się dziś w czwartej części zbyt uproszczone - mowa tu przede wszystkim o religii (na którą znacznie większy nacisk położono w „szóstce”) czy prowadzeniu wojen (które zrewolucjonizowały heksagonalna plansza oraz możliwość zajmowania tylko jednego pola przez jednostkę w „piątce”). Większa złożoność przyniosła jednak kłopoty z balansem rozgrywki. Z tego powodu zdaniem wielu graczy zabawa w części piątej nie jest możliwa bez modów Community Balance Overhaul oraz Smart AI Version 3. Sporo problemów obecnych w części szóstej udało się zaś naprawić dopiero dzięki dodatkowi Rise and Fall (choć sam nie miałem okazji tego sprawdzić).

Napięcia między cywilizacjami rosną z biegiem czasu - bez rozważnej dyplomacji wojna jest nieunikniona

Tym, co również tak bardzo podoba mi się w Civilization IV do dzisiaj, jest jej „planszówkowość”. Mimo że mamy tam już do czynienia z trójwymiarową oprawą graficzną (lub przynajmniej sprawnie takową imitującą), to jednak świat prezentuje się tam trochę jak wydrukowany na płaskiej tekturze, z pionkami i żetonami przesuwającymi się po jej powierzchni - a koncept grania w grę planszową na komputerze zawsze mnie intrygował. Taka wizja artystyczna zagwarantowała „czwórce” ponadczasowość - pozycjonuje się ona pomiędzy bardziej realistyczną „piątką” a kreskówkową (i może nawet nieco infantylną) „szóstką”.

Zdaję sobie oczywiście sprawę, że mój stosunek do Civilization IV jest zupełnie nieobiektywny. To moje „hirołsy trzy” - gra doskonała mimo swoich niedoskonałości i wyglądają zjawiskowo mimo coraz głębszych zmarszczek i siwych włosów. Swoje zrobiła tu zapewne siła przyzwyczajeń - gdy w 2010 roku na rynku ukazała się „piątka”, w poprzedniej części miałem już nabitych kilka tysięcy godzin i zwyczajnie nie czułem potrzeby, by coś zmieniać w sposobie zabawy. Dziś już nie spędzam w mojej ulubionej strategii tyle czasu co kiedyś, ale gdy tylko nachodzi mnie ochota na podbój świata, w mojej głowa pojawia się tylko jedna myśl: Civilization IV.

Brak trybu „gorących krzeseł” w Civilization VII nie jest dla mnie problem, bo od zawsze gram wyłącznie przeciwko przeciwnikom sterowanym przez SI

Nadciągającej wielkimi krokami „siódemce” mam jednak zamiar dać szansę. Podoba mi się, że mgłę z „piątki” oraz pożółkną mapę z „szóstki” mają zastąpić ciemne kafelki, które na powrót upodabniają świat do planszy. Wydaje się też, że twórcom udało się uniknąć bolesnych kompromisów związanych z wydaniem gry także na konsolach. Przywódcy wojskowi mogą ponadto usprawnić prowadzenie działań zbrojnych, które stały się w ostatnich odsłonach strasznym utrapieniem. „Na papierze” dobrze brzmi również pomysł z możliwością upadku naszej cywilizacji i przeobrażenia się w inną. Ale czy wszystko to wystarczy, by wygrać z doskonałą „czwórką”? Przekonamy się 6 lutego 2025 roku.

Zobacz także