Zbyt długo czekamy na gry. Będę stary, gdy zagram w Wiedźmina 4
Ze skrajności w skrajność.
Najstarsza fanka Skyrima, 86-letnia Amerykanka, ma tylko jedną prośbę do Bethesdy: chciałaby zagrać w kolejną część The Elder Scrolls zanim umrze. Skyrim ukazał się w 2011 roku, a kiedy pojawi się jego następca, tego nie wiemy. Lata 2024-2026 wydają się sensowne. Piętnaście lat czekania!
To skrajny przypadek, ale podobnie może być z rodzimym Wiedźminem. „Trójka” miała premierę w 2015 roku. Niedawno CD Projekt potwierdził, że ruszają prace nad kolejną częścią. „Ruszają” to dobre określenie, bowiem gra jest dopiero w fazie projektowej, szczególnie że studio przesiada się z własnego silnika graficznego na Unreal Engine 5. Skupia się też wciąż na Cyberpunk 2077.
Kiedy premiera Wiedźmina 4 (dla wygody stosuję tytuł roboczy)? Wydaje się, że lata 2026-2027 są tutaj całkiem realne, ale prace mogą się wydłużyć, projekt może kreatywnie urosnąć. Poprzeczka jest zawieszona wysoko (a przynajmniej takie są oczekiwania fanów) i gra domyślnie nie może być po prostu kopią poprzedniczki. Kreowanie własnego wiedźmina wydaje się przesądzone, a przecież wiąże się z tym mnóstwo pracy i wiele pułapek.
Gdy zagramy w kolejnego Wiedźmina, od premiery minie co najmniej 10 lat. Owszem, zostały one produkcyjnie podzielone również na Cyberpunka 2077, ale jednak. Podobnie zresztą będzie, gdy na rynku ukaże się GTA 6 albo - jeszcze gorzej - Red Dead Redemption 3. Na wiele ulubionych gier musimy obecnie czekać szmat czasu. Wspomnijmy chociażby kolejny Mass Effect czy Dragon Age - obie mocno oczekiwane produkcje studia BioWare.
W zasadzie można tak wymieniać jeszcze długo. Jest kilka wyjątków, jak choćby gry Ubisoftu. Assassin’s Creed i Far Cry to dobre przykłady regularnie wydawanych serii, ale wiemy też, że ceną jest wysoka wtórność projektów - nie jest to więc również idealna sytuacja. Inaczej jest w przypadku FromSoftware, ale ich tytuły do tej pory były grami o mniejszej skali i bardziej liniowe. Niemniej, na przestrzeni 2015 - 2022 roku, czyli w siedem lat, studio wypuściło fantastyczne gry: Bloodborne, Dark Souls 3, Sekiro i wreszcie ostatni przebój, już open-worldowy Elden Ring.
Wydaje się dość oczywiste, że wraz z rosnącymi oczekiwaniami graczy i kosztami produkcji, wydawcy i producenci nie mogą sobie pozwolić na wydanie wielkiej gry wysokobudżetowej, która poniesie finansową klęskę. Zaczęto prześcigać się w wielkości światów, liczbie zadań, postaci, przedmiotów, projekcie lokacji, jakości oprawy audiowizualnej i długości gier - a to odbiło się na procesie produkcyjnym.
Inna kwestia to dywersyfikacja źródeł przychodów. Po co intensyfikować siły firmy w prace nad - powiedzmy - GTA 6, skoro gigantyczne przychody zapewniają samowystarczalne tryby wieloosobowe do GTA i RDR. Grałem również sporo w The Elder Scrolls Online i jest to fantastyczna gra, w której niektóre zadania były zdecydowanie lepsze niż w oryginalnym Skyrimie.
Nic tego nie zapowiada, ale byłoby świetnie, gdyby deweloperzy nieco zmienili podejście, również w przypadku największych blockbusterów, i możliwie skracali okres produkcyjny, nawet jeśli mieliby zmniejszyć skalę gry i jej długość.
Cztery czy pięć lat to idealny odstęp, co doskonale obrazują produkcje od Sony - God of War, The Last of Us czy Horizon. Dekada i więcej czekania na ulubiony tytuł to skrajna przesada i nie jest to dobre dla żadnej ze stron: graczy, twórców (przede wszystkim: pracowników realizujących długo jeden projekt) i wreszcie wydawców.
Gdy - daj Boże - zagram w Wiedźmina 4, będę miał 45 lat, a niektórzy moi znajomi, również miłośnicy przygód Geralta, będą po pięćdziesiątce. „Skyrimowa Babcia” powiedziała coś niezwykle prostego w słowach, ale w głowie układa się zabawna, choć może nie do końca zabawna metafora: „żeby zagrać w ulubioną grę, trzeba najpierw dożyć jej premiery”.