Skip to main content

Zombie Army 4: Dead War - Recenzja: krwawa powtórka z rozgrywki

Nie tylko dla fanów kooperacji.

Zombie Army 4 nie wprowadza rewolucji, ale oferuje to, czego fani się spodziewali. Niczym nieskrępowana eksterminacja umarlaków wciąż bawi.

Nowa gra z serii Zombie Army od studia Rebellion podąża konsekwentnie wyznaczoną przez poprzednie części ścieżką. Dead War oferuję całą masę wartkiej, intensywnej akcji i niewiele urozmaiceń. Dla miłośników serii to jednak wystarczający powód, by wrócić do eliminacji setek nieumarłych.

Zombie Army 4: Dead War jest kooperacyjną strzelanką z widokiem z trzeciej osoby. Akcja gry toczy się w alternatywnej historii II wojny światowej. Hitler postanawia wcielić w życie tajny plan, przywołując armię zombie. Naszym zadaniem jest powstrzymać nazistowskich umarlaków przed opanowaniem świata.

Ludzkości bronimy wcielając się w jednego z czterech bohaterów dostępnych w podstawowej wersji gry. Każdy ma indywidualne atrybuty, które pomagają w walce z nieumarłymi. Niestety, żadna z mocy nie jest na tyle odczuwalna, by determinowała wybór konkretnej postaci. Podczas decyzji sugerujemy się głównie aparycją śmiałka.

Podstawową bronią są karabiny snajperskie (Zombie Army 4: Dead War - Recenzja)

Do pokonywania zastępów przeciwników używamy najczęściej broni palnej. Dostępny arsenał nie jest zbyt obszerny, ale wystarczający, aby każdy z graczy znalazł coś dla siebie. W nasze ręce oddano cztery karabiny snajperskie, dwa maszynowe i tyle samo strzelb. Ostatnia deska ratunku to pistolety. Całość oferowanego rynsztunku uzupełnia broń specjalna, która wypada z większych przeciwników - na przykład miotacz ognia.

Ponieważ Zombie Army jest spin-offem serii Sniper Elite, nie mogło zabraknąć znaku rozpoznawczego, czyli strzałów rentgenowskich, które w spowolnionym tempie pokazują, jak pocisk niszczy kości i wnętrzności umarlaka. Efektowne wykończenia wyświetlają się tylko przy strzale z karabinu snajperskiego przy użyciu lunety - ale nie za każdym razem.

Wraz z postępem gry usprawniamy arsenał. Karabin snajperski zyskuje pocisk podpalający, a strzelba zwiększa szansę na obrażenia krytyczne. Co ważne, musimy być ostrożni przy przydzielaniu punktów ulepszeń, ponieważ zdobywamy je powoli i nie cofniemy decyzji.

Strzały rentgenowskie niezmiennie robią wrażenie (Zombie Army 4: Dead War - Recenzja)

Równie ostrożnie musimy decydować się na atak wręcz. Po każdym użyciu umiejętność ta wymaga czasu na ponowne naładowanie, dlatego decyzja o bezpośrednim z starciu z umarlakiem jest ostatecznością. W razie konieczności używamy specjalnego ciosu, który nie tylko zabija oponenta, ale również przywraca część życia bohaterowi.

Gdy jednak nasz pasek zdrowia spadnie do zera, dostajemy drugą szansę. Podczas wykrwawiania się wyciągamy pistolet z kabury i w trakcie kilku sekund musimy zabić dowolnego przeciwnika, aby znów stanąć na nogi. System działa dokładnie tak samo jak w serii Borderlands, przy czym w Zombie Army 4 upadamy tylko raz. Następna utrata życia wiąże się ze śmiercią bohatera.

Na szczęście w nowej grze studia Rebellion nie jesteśmy skazani na siebie. Tytuł kładzie nacisk na kooperację, więc w każdej chwili możemy liczyć na wsparcie jednego z maksymalnie czterech sojuszników. Każdy z nich może nas reanimować, abyśmy znów stanęli na nogi.

Zobacz na YouTube

Niestety, interakcji pomiędzy graczami jest bardzo niewiele. Brakuje choćby przekazywania sobie amunicji czy apteczek. Wszystko sprowadza się do wspólnego zabijania wrogów ramię w ramię. Szkoda, że nie wykorzystano pełnego potencjału kooperacji.

Przemierzając tereny Europy szybko orientujemy się, że otoczenie jest za mało różnorodne. Na każdej mapie dominuje niebiesko-szara gama barw, a na wszystkich budynkach widać ślady wojny. Brakuje urozmaicenia, które zachęciłoby do dłuższej eksploracji.

W przeciwieństwie do otoczenia, zadbano natomiast o różnorodność przeciwników. Każdy dysponuje innymi umiejętnościami specjalnymi i wytrzymałością. Co ciekawe, część zombie występuje tylko w konkretnych krajach. Przykładowo, podczas misji w Wenecji ujrzymy szarżującego na nas gondoliera.

Reanimacja sojusznika to jeden z niewielu elementów kooperacji (Zombie Army 4: Dead War - Recenzja)

Od strony technicznej gra prezentuje się poprawnie. Animacje bohaterów bywają sztywne, ale nie na tyle, aby przeszkadzały w grze. Liczba klatek w trybie wydajności - tytuł testowaliśmy na Xbox One X - przez większość czasu zachowuje 60 fps. Zdarzają się sporadyczne spadki przy dużej intensywności wydarzeń na ekranie.

Zombie Army 4: Dead War to wyjątkowo bezpieczna kontynuacja. Twórcy zdecydowali się na sprawdzone rozwiązania, nie ingerując zbytnio w rozgrywkę. Nacisk nadal położony jest na intensywne starcia z zombie, bez złożonych mechanik i wymuszania pracy zespołowej. W efekcie otrzymaliśmy naprawdę dobrą, pełną akcji grę, która jednak mogłaby oferować odrobinę więcej świeżości.

Plusy: Minusy:
  • świetna, dynamiczna akcja
  • duża różnorodność przeciwników
  • ulepszenia arsenału
  • mało ciekawych mechanik wykorzystujących kooperację
  • brak istotnych zmian w stosunku do poprzednich części
  • monotonne lokacje

Platforma: PC, PS4, Xbox One - Premiera: 4 lutego 2020 - Wersja językowa: polska (napisy) - Rodzaj: strzelanka - Dystrybucja: cyfrowa, pudełkowa - Cena: od 160 zł - Producent: Rebellion - Wydawca: Rebellion - Dystrybutor: Cenega



Recenzja Zombie Army 4: Dead War została przygotowana na podstawie egzemplarza na Xbox One, dostarczonego nieodpłatnie przez firmę Cenega.

Zobacz także