Zrobiłem sobie Fallouta 4. Jest lepszy niż oryginał
Też jestem designerem gry.
Felieton | Obiektywnie patrząc, żadna gra Bethesda Game Studios nie jest idealna i podobny los niemal z całą pewnością czeka też nadchodzące Starfield. Mimo niezliczonych braków i często pojawiających się niedociągnięć, mam wyjątkowo łaskawe spojrzenie na produkcje tego studia, ponieważ tak naprawdę są tylko platformą, na bazie której można stworzyć coś własnego.
Czasami trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać się do pewnych rzeczy. Fallout 4 jest dla mnie grą 10/10 - spędziłem przy niej dokładnie 2119 godzin i od dnia premiery w listopadzie 2015 roku nadal regularnie do niej wracam. Ale wcale nie oznacza to, że dzieło Todda Howarda i spółki jest wybitne. Wręcz przeciwnie - to moje dzieło jest wybitne.
Gra od twórców to tylko fundament pod budowę własnych przygód
W Falloucie zakochałem się dopiero po tym, jak Bethesda nabyła prawa do marki i przeniosła postapokaliptyczne uniwersum w trzeci wymiar. Co więcej, seria nie przyciągnęła mnie wyśmienitą fabułą ani bogatymi opcjami dialogowymi, tylko swoją zdewastowaną, retrofuturystyczną stylistyką, genialną muzyką oraz świetnie zaprojektowanymi światami. Drętwe i niedopracowane mechaniki, nudne postacie i sztampowa do bólu historia w ogóle mi nie przeszkadzały, tak samo jak masa rażących błędów logicznych i technicznych.
Wszystkie produkcje Bethesdy mają jeden zasadniczy atut, który pozwala w ogóle nie przejmować się nijakim produktem bazowym - scenę moderską. To podczas gry w Fallout 3 odkryłem możliwości, jakie niosą modyfikacje. Zaczęło się niewinnie - od próby osiągnięcia lepszej płynności, co wiązało się z pobraniem kilku proprawek przygotowanych przez innych graczy. Rozpoczęło to prawdziwą lawinę.
Szybko okazało się, że dzięki twórczości fanów można wyeliminować wszystkie błędy, niedoróbki i nieścisłości, a także w pełni dostosować każdy aspekt rozgrywki pod swoje własne preferencje. Czy to zmieniając martwe pustkowia w słoneczną, zieloną sielankę, czy wręcz przeciwnie - doprowadzić świat do jeszcze większej ruiny i ściągnąć go na samo dno piekła. Spodobało mi się to.
Po latach doszedłem do wniosku, że jedyną zasługą oryginalnych twórców jest dostarczenie mi platformy, na której fundamentach mogę budować własne gry, historie i przygody. Punktem kulminacyjnym stał się Fallout 4, który nie tylko pozwala na przebudowanie produkcji w najmniejszych szczegółach, ale umożliwia też cieszenie się tym na konsolach.
Mam dwie kopie Fallouta 4. Gram na Xbox Series X z funkcją FPS Boost, rozłożony wygodnie na kanapie. Wersja PC to z kolei moje centrum projektowania gry. Dzięki narzędziom dostarczonym przez twórców (Creation Kit) oraz fanów (FO4Edit czy Translation Tool) zacząłem nie tylko instalować mody na konsoli, ale też dostosowywać je do własnych potrzeb, a nawet tworzyć własne modyfikacje.
Noc jest ciemna i pełna strachów
Moja wersja Fallout 4 to wymagający symulator przetrwania w postapokaliptycznym świecie, gdzie każdy błąd oznacza śmierć. Walka jest szybka i brutalna, ponieważ zarówno wrogowie, jak i moja postać może zginąć od jednego celnego strzału (lub kilku mniej celnych). Wyjątek stanowią przeciwnicy w pancerzach wspomaganych, na których działają tylko bronie największego kalibru.
Aby uniknąć pokusy zabawy w Terminatora, zmniejszyłem dostępność pancerzy wspomaganych do tego stopnia, że zdobycie pełnego, sprawnego zestawu graniczy z cudem i wymaga mnóstwa surowców, co oznacza, że swoim X-01 zaczynam chodzić dopiero wtedy, gdy już od dłuższego czasu moimi przeciwnikami są w większości podobnie wyposażone jednostki. Nie jest jednak przesadnie trudno, ponieważ kierując się zasadami logiki, odpowiednio dostosowałem szeregowych przeciwników spotykanych przez większość gry.
Każdy człowiek - w tym i moja postać - ma po 100 punktów życia i ta wartość generalnie się nie zmienia, choć można podnieść ją nieznacznie przy pomocy odpowiednich profitów. Ponadto wrogowie mają teraz ograniczony zapas amunicji oraz w niektórych przypadkach znacznie gorszą celność, co pomaga przeżyć. W końcu dziwne jest, gdy byle bandyta pod wpływem środków odurzających potrafi z kilometra dosięgnąć mnie strzałem z pistoletu-samoróbki.
Moderzy to game designerzy
Zmian mniejszych i większych wprowadziłem tak wiele, że już dawno straciłem rachubę. Pozmieniałem dosłownie wszystko, od pogody i oświetlenia, przez możliwość zamykania drzwi na klucz czy dodanie animacji jedzenia i picia, aż po przebudowę podstawowych mechanik, porzucenie sztampowego wątku głównego oraz wprowadzenie do gry swoich przyjaciół w roli towarzyszy lub NPC. Jedyne, co się nie zmieniło, to piękny świat wykreowany przez Bethesdę.
I za to kocham ekipę Todda Howarda. Nie dość, że budują przepiękne światy o nieziemskim klimacie, których nie chce się opuszczać, to jeszcze robią, co mogą, aby ułatwić ich modyfikowanie i dostosowywanie do własnych potrzeb. Choć Fallout 4 kupiony w dniu premiery zasługiwał moim zdaniem najwyżej na ocenę 7/10, to jest jedną z najlepszych gier, w jakie grałem i gram nadal. Wszystko dzięki modom i temu, że to moja gra - dokładnie taka, jak chcę. Każdą decyzję projektową twórców można zamienić we własną decyzję projektową.
Prawdę mówiąc, mało co w branży ekscytuje mnie tak bardzo, jak nowa przygoda od Bethesda Game Studios i wiem, że bez względu na oceny będę bawił się doskonale, ponieważ nie będę grał w „ich grę”, tylko w „swoją”. Jestem przekonany, że Starfield zaoferuje jeszcze bogatsze możliwości ingerencji w rozgrywkę i już nie mogę doczekać się tego, jaką grę zaprojektuję tym razem. Mam już nawet kilka pomysłów...
AKTUALIZACJA: Ponieważ kilka osób mnie o to pytało, udostępniam plik tekstowy z moją listą modów (i komentarzami).