Heliborne - Recenzja
Get to the choppa!
Po czołgach, samolotach i okrętach przyszedł czas na helikoptery. Sieciowe bitwy śmigłowców dostarczają sporo emocji, a rozbudowane drzewka rozwoju amerykańskich i sowieckich maszyn sprawiają, że przez długie godziny odblokowywać będziemy nową zawartość. Za Heliborne nie odpowiada jednak znany dzięki serii World of... Wargaming, a niewielkie polskie studio JetCat.
Gra stanowi przekrój kilkadziesięciu lat lotnictwa, pozwalając zasiąść za sterami klasycznych helikopterów - takich jak UH-1 „Huey” - czy nieco nowszej Cobry. Łącznie do odblokowania mamy dziesiątki pojazdów, wśród których nie zabrakło także tych produkowanych w Polsce. Sprzęt podzielono na cztery generacje, od połowy poprzedniego wieku niemal do czasów współczesnych.
Podczas rozgrywki mamy do dyspozycji trzy typy śmigłowców, podzielonych na jednostki zwiadowcze, transportowe i bojowe. Choć twórcy sugerują, by budować swoje dywizje biorąc po jednej maszynie każdego typu, możemy kompletnie zignorować ich podpowiedzi, łącząc ze sobą wszystko, czym dysponuje akurat dana frakcja.
Trudno nie docenić różnorodności, jaką oferują wirtualne hangary Heliborne. Każda z maszyn ma własne statystyki szybkości, wznoszenia, czy zwrotności, a do tego może zostać wyposażona w kilka rodzajów uzbrojenia. Na pokładzie przeniesiemy też zarówno żołnierzy, którzy pomogą zajmować strategiczne punkty, jak i piechotę zdolną zestrzeliwać wrogie jednostki czy też bronić dróg przed czołgami i transporterami z pomocą wyrzutni rakiet i moździerzy.
Po każdej rundzie zdobywamy punkty, za które przeprowadzamy badania, by opracowywać kolejne konfiguracje granatników, rakiet i pokładowych karabinów, co pozwala dostosować maszyny do naszego stylu gry. Punktowe ograniczenia dla dywizji sprawiają, że nie bierzemy po prostu wszystkiego co najlepsze. Przed wkroczeniem na pole bitwy musimy zastanowić się, czy ważniejsze będą flary, pozwalające uniknąć wrogich rakiet, czy może zdolność rozstawienia własnych moździerzy. Karabin dużego kalibru, czy może więcej rakiet?
Nim przejdziemy do gry sieciowej, możemy sprawdzić nasze helikoptery „na sucho”, korzystając z trybu testów. Jest też możliwość rozpoczęcia dwóch historycznych kampanii dla jednego gracza, które próbują pokazać, jak wyglądały teatry działań dla Amerykanów i Sowietów w różnych konfliktach.
Scenariusze te nie porywają - to zaledwie dodatek do głównego dania, jakim jest zabawa z innymi graczami. Potrafią jednak udowodnić, jak niebezpieczne dla helikoptera mogą być stanowiska przeciwlotnicze czy odpowiednio rozmieszczeni specjaliści. Ukończenie paru krótkich zadań sprawia, że jesteśmy odrobinę lepiej przygotowani na zmagania w sieci.
Kontynuacja recenzji na następnej stronie