Skip to main content

Najgorsze filmy na podstawie gier

A mogło być tak pięknie.

Filmy inspirowane grami od lat kojarzyły się z mizerną jakością. Choć bywają lepsze od gier na podstawie filmów, to produkcje te utożsamia się z chęcią zarobku na miłośnikach elektronicznej rozrywki i luźnym podejściem do materiału źródłowego.

Zdarzają się dzieła ze srebrnego ekranu, po obejrzeniu których gracz wychodzi z kina zadowolony, ale to raczej wyjątki. Większość tytułów cierpi po prostu na słabe dialogi, brak ciekawych pomysłów czy wywołujące niezamierzony uśmiech fragmenty wypełnione akcją.

Jeżeli myślicie, że „Warcraft: Początek”, „Książę Persji: Piaski czasu”, albo „Assassin's Creed” były słabe, uwierzcie - na naszej liście znajdują się znacznie gorsze produkcje. Na początku opisujemy między innymi „Doom” i „Postal”, a na kolejnej stronie wspominamy „Ulicznego wojownika” czy „Mortal Kombat”. Na końcu wymieniamy chociażby straszne „Alone in the Dark”.


„Max Payne”

Miłośnicy serii wprowadzającej do gier nowatorskie zabiegi, dobre efekty specjalne i wartką, trzymającą w napięciu akcję, mogliby od filmu inspirowanego Maxem Paynem oczekiwać jakiejś oryginalności i innowacyjności. Niestety, na próżno.

Fabuła pokrywa się z tym, co dobrze znamy z gry. Rodzina bohatera zostaje zamordowana, a Max - dręczony koszmarami - wyrusza, by wymierzyć oprawcy sprawiedliwość. Opowiedzianą historię wypełniono mnóstwem niedorzeczności, a motywy działań głównego bohatera często są niezrozumiałe.

Zatrudnienie Marka Wahlberga do roli protagonisty nie było najlepszym pomysłem. Aktor wyraźnie nie rozumie odgrywanej postaci, jest bardzo sztuczny i do tego mało charyzmatyczny. Jego mimika i sposób grania wydają się przez to wymuszone.

Strzelaniny - których jest naprawdę dużo - nie przypominają tych z gier. To po prostu poprawnie wykonane ujęcia, których setki już widzieliśmy w innych produkcjach z Hollywood. Nie ma również mowy o dobrym wykonaniu znaku rozpoznawczego serii gier - bullet time, czyli efektownego spowolnienia tempa.

Należy jednak pochwalić ścieżkę muzyczną. Soundtrack w „Max Payne” buduje odpowiedni klimat i jest jednym z nielicznych naprawdę udanych elementów filmu.

Zobacz na YouTube

„Super Mario Bros.”

To pierwsza w historii i zarazem jedna z dziwniejszych filmowych adaptacji gier wideo. Nie znajdziemy tutaj znanego z pierwowzoru kolorowego, bajkowego królestwa, w którym nawet wrogowie są przemiłymi stworzeniami. Zamiast tego otrzymujemy dystopijne ponure miasto i opowieść o dwóch hydraulikach próbujących odbić młodą panią archeolog z rąk antagonisty.

W trakcie oglądania dzieła nasuwa się tyle pytań, że pod koniec już nie pamiętamy, nad czym zastanawialiśmy się w pierwszych minutach obcowania z filmem. Po pierwsze, dlaczego tytułowych braci dzieli około 20 lat? Dlaczego w mieście żyją człekokształtne istoty wywodzące się nie od ssaków, a dinozaurów? I dlaczego mają tak niewielkie głowy?

Od bohaterów bije infantylność, a dialogi są zbyt żenujące nawet dla młodszego odbiorcy. Król Koopa, w którego wcielił się Dennis Hopper, chyba zdawał sobie sprawę, w jaki projekt się wplątał - jego gra aktorska nieustannie komunikuje, jak bardzo męczy się z odgrywaniem postaci.

Należy jednak zwrócić uwagę na poprawny montaż i zadowalające efekty specjalne. Budżet nie był mały i twórcy nie mogli narzekać na brak funduszy. Biorąc pod uwagę powyższe, jest to jedna z niewielu pozycji na liście, w przypadku których można się pokusić o obejrzenie. Szczególnie jeśli potraktuje się ją z odpowiednim dystansem.

Zobacz na YouTube

„Doom”

O ile seria Doom zapoczątkowała prawdziwą rewolucję gatunku gier wideo, to jej filmowa adaptacja wylądowała na liście najgorszych obrazów inspirowanych grami magazynu „Times” z 2009 roku.

„Doom” - jak wiele innych tytułów na liście - bardzo luźno nawiązuje do pierwowzoru. Grupa komandosów na czele z sierżantem, w którego wcielił się Dwayne Johnson, wyrusza na stację badawczą na Marsie tuż po tym, jak z pracującą tam ekipą urwał się kontakt.

Szukając śladów naukowców, żołnierze uświadamiają sobie, że mają towarzystwo. Okazuje się, że sztucznie stworzony chromosom zamienia ludzi w niebezpieczne i dzikie demony. Nie wszyscy są jednak podatni na transformację. Choroba dotyka tylko ludzi z natury złych.

Postaci występujących w tym filmie po prostu nie da się lubić. Nawet „Rock” nie mógł uratować sytuacji, w której bohaterowie są do bólu niecharyzmatyczni.

Zobacz na YouTube

Film próbuje oddać hołd serii gier poprzez ponad pięciominutową scenę, w której obserwujemy akcję z oczu bohatera. To zdecydowanie najbardziej pamiętny fragment produkcji, który wartką akcją i brakiem dialogów odstawał od reszty ujęć.

Przejdź na kolejną stronę, by dowiedzieć się, dlaczego warto unikać jeszcze innych filmów inspirowanych grami wideo.