Najgorsze filmy na podstawie gier
A mogło być tak pięknie.
Oto kolejna część zestawienia najgorszych filmów na podstawie gier.
„Postal”
O ile serię Grand Theft Auto od zawsze posądzano o demoralizowanie młodzieży, to Postal przekraczał wszelkie granice. Wszechobecna brutalność i ostentacyjne lekceważenie poprawności politycznej są cechami rozpoznawczymi cyklu. W podobnym tonie postarano się nakręcić filmową wersję. Wydaje się jednak, że pewien rodzaj humoru zarezerwowany jest jedynie dla gier wideo.
Obraz wyreżyserował „uwielbiany” przez krytyków filmowych Uwe Boll, za inspirację biorąc sobie sequel gry. Bohater o pseudonimie Koleś razem ze swoim wujem Dave'em - przewodniczącym miejscowego kultu - wymyślają plan kradzieży, mający pomóc im w zdobyciu dodatkowej gotówki. W realizacji pomysłu przeszkodzą im jednak Talibowie.
Opisując ten film, wystarczy nadmienić, że pierwsza scena ukazuje dwóch terrorystów, którzy pilotując samolot pasażerki kłócą się o to, ile dziewic otrzymają w niebie. Sytuacja rozgrywa się tuż przed atakiem na World Trade Center z 11 września 2001 roku.
W produkcji pojawia się również Osama bin Laden, jego filmowy przyjaciel George W. Bush, eksplozja nuklearna i nazistowski park rozrywki z półnagimi kobietami noszącymi charakterystyczny wąs Adolfa Hitlera.
„Mortal Kombat 2: Unicestwienie”
Czy ekranizacja jednej z najbardziej rozpoznawalnych gier na świecie była dobrym pomysłem? O ile film „Mortal Kombat” mógł się niektórym podobać, to już większość opisuje sequel jako niesamowitą tragedię i nieintencjonalną komedię.
Gra aktorska pozostawiająca wiele do życzenia, żenujące dialogi i efekty specjalne rodem z „Sharknado” to główne cechy produkcji. Na próżno szukać tutaj również klimatu obecnego w większości gier z serii.
Film składa się z przesadnie choreograficznych, zbyt wyraźnie wyuczonych sekwencji walk, poprzeplatanych elementami fabularnymi. Podczas oglądania tych ostatnich trudno nie poczuć jednak uczucia zażenowania.
Warto wspomnieć, że w omawianym sequelu zabrakło Christophera Lamberta, który w pierwszej części wcielił się w rolę Raidena i był jednym z niewielu aktorów reprezentujących odpowiedni poziom.
„Uliczny wojownik”
Street Fighter to niekwestionowany hit automatów z początku lat 90., więc serii zdecydowanie należy się dobra filmowa adaptacja. Do tej pory nie udało się jeszcze tego osiągnąć.
W obrazie kinowym o tym samym tytule wystąpił między innymi król filmów akcji - Jean-Claude Van Damme - oraz Kylie Minogue, jednak to nie wystarczyło, by uratować tę produkcję. Wszyscy aktorzy wyglądają jak nieudolne sobowtóry, a nie będzie nadużyciem, jeśli powiemy, że na każdym konwencie można znaleźć lepiej ubranych cosplayerów.
Nie pomaga fakt, że „Uliczny Wojownik” jest po prostu bardzo słabym filmem akcji, przepełnionym obraźliwie dla widza prostymi dialogami i źle zmontowanymi sekwencjami walk. Brakuje podtrzymania dynamizmu, ciekawie skonstruowanych bohaterów i ogólnego szlifu na każdej płaszczyźnie.
„Znak smoka”
Akcję filmu „Double Dragon” osadzono w niedalekiej przyszłości 2007 roku, kiedy to ogromne trzęsienie ziemi doszczętnie niszczy Los Angeles. Miasto opanowują lokalne gangi i nikt nie czuje się bezpieczny. No, może oprócz dwóch braci pałających się wschodnimi sztukami walki. Jimmy i Billy muszą powstrzymać ogarniętego rządzą władzy szaleńca, który chce przejąć kontrolę nad metropolią.
Z jakiegoś powodu Hollywood upodobało sobie ekranizacje bijatyk, których esencję bardzo trudno jest przenieść na srebrny ekran. Tak było również w tym przypadku. Do scen akcji nie przyłożono się, tworząc karykaturę bijatyk, natomiast inspirację materiałem źródłowym najlepiej obrazuje fragment, w którym bracia w wirze walki niszczą automaty z grą Double Dragon.
Jim Yukich, reżyser obrazu, powiedział kiedyś:„Postaci w filmie są zwykłymi dzieciakami - trzema nastolatkami wyruszającymi na przygodę. Z tego względu nie chcieliśmy do filmu zaimplementować fragmentów, które byłyby zbyt straszne dla młodych odbiorców”.
Produkcja nie usatysfakcjonuje nawet najbardziej zagorzałych miłośników gry, którzy zamiast tego muszą znosić tandetne dialogi, nieskomplikowaną linię fabularną i niesmaczne żarty. Nic dziwnego, że zwróciła się tylko jedna trzecia budżetu przeznaczonego na tytuł.
To jeszcze nie wszystko - przejdź na ostatnią stronę naszego zestawienia!