Skip to main content

Subiektywny ranking filmów z Predatorem. „Prey” nie jest na ostatnim miejscu

A wszystko zaczęło się w 1987 roku.

Z perspektywy czasu trudno oprzeć się wrażeniu, że Predator jest czarną owcą w olbrzymiej rodzinie filmowych potworów. To cudowne, choć niezbyt urodziwe kosmiczne dziecko, zrodzone w umysłach braci Jima i Johna Thomasów w 1987 roku powołał do kinematograficznego życia reżyser John McTiernan. Przez kolejne lata osobnicy rasy Yautja pojawiali się na dużych i małych ekranach jeszcze sześć razy. Niestety, w wielu przypadkach z dość marnym pod względem jakościowym skutkiem.

Tymczasem 35 lat od premiery kultowego survivalowego horrorou science fiction z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej, swoją cegiełkę w (od)budowie franczyzy dołożył Dan Trachtenberg. Komercyjny sukces „Prey”, to ostateczny dowód na to, jak liczna jest wciąż grupa fanów Predatora i jak bardzo seria ta potrzebowała pewnego rodzaju odświeżenia z jednoczesnym zachowaniem głównej koncepcji pierwszego filmu.

Premiera „Prey” stanowi doskonałą okazję do przyjrzenia się filmowej serii z Predatorem. Oto więc ranking, w którym bierzemy na charakterystyczny trójkątny celownik wszystkie siedem filmów franczyzy (w tym również crossovery z Obcym). Uwaga! Kolejność nie jest tutaj przypadkowa. Rozpoczniemy bowiem od najgorszej produkcji, a zakończymy na najlepszej. Koniecznie dajcie znać w komentarzach, które filmy Wam podobały się najbardziej!


7. Obcy kontra Predator 2 (2007)

Wygląda na to, że odpowiedzialni za „Obcego kontra Predatora 2” bracia Strause wzięli sobie przede wszystkim za cel, aby sequel obiecującego pomysłu (przynajmniej na papierze) na crossover był bardziej brutalny i mroczny od swojego poprzednika. Stworzyli więc skąpany w ciemnościach i gęstej, upuszczanej bez przerwy krwi narracyjny bałagan, który broni się jedynie tempem akcji oraz ideą postaci Predaliena.

Cała reszta tej produkcji to całkowity blamaż jej twórców. „Obcy kontra Predator 2” zdaje się być dziełem ludzi, którzy nigdy nie widzieli ani oryginalnej serii filmów o ósmym pasażerze Nostromo, ani ziemskich przygód Predatora, co postanowili ukryć brakiem jakiejkolwiek przyzwoitości i wywołującą irytację zamiast strachu jazdą po bandzie.

W filmie braci Strause brakuje napięcia. Nie ma tutaj też nawet jednej postaci, której można by kibicować. Właściwie to lepiej byłoby, gdyby ludzcy bohaterowie tego tworu w ogóle nie istnieli, ponieważ wypowiadane przez nich kwestię ranią uszy bardziej, aniżeli krzyk traktowanego miotaczem ognia Obcego.


6. Predator (2018)

Pamiętacie postać, która w „Predatorze” z 1987 roku opowiadała reszcie ekipy Dutcha sprośne i raczej nieśmieszne dowcipy? Tak! To ten gość, który jako pierwszy zginął z „ręki” Predatora. Nazywał się Hawkins, a grał go Shane Black, który w 2018 roku powrócił do franczyzy ze swoim tworem dotyczącym kosmicznego łowcy.

Przez te prawie 30 lat od premiery filmu McTiernana niewiele się w kwestii Blacka zmieniło. Shane bowiem nadal lubi opowiadać kawały. Jego „Predator” rozciąga je jednak z kilkunastu sekund do kilkudziesięciu minut. I choć przez pewien czas ta zabawa nawet działa, to łatwo dostrzec, że duet Black&Dekker (Fred Dekker – autor scenariusza) nie za bardzo wie, co zrobić z tym dalej.

Gdy żarty ustępują powadze, dzieło Blacka kuleje. Na ekranie dzieje się za dużo i trudno się w całym tym szaleństwie połapać. Film ponadto cierpi na poważne problemy techniczne, wynikające przede wszystkim z ciągłego przemontowywania materiału. W rezultacie otrzymujemy produkcję, której żaden szanujący się fan serii nie będzie w stanie zaakceptować, albo nigdy nie przyzna się do tego, że jej/jemu się ona podoba, ponieważ nie oddaje ona esencji wcześniejszych „Predatorów”.


5. Obcy kontra Predator (2004)

To w jaki sposób odbiera się „Obcego kontra Predatora” zależy głównie od tego, z jakimi oczekiwaniami przystępuje się do jego seansu. Jeśli zatem, jako fan Obcego i/lub Predatora spodziewasz się po filmie Paula W.S. Andersona godnej kontynuacji obydwu serii, to odejdziesz rozczarowany.

Seansem tworu Paula W.S. Andersona nie można się jednak rozczarować, gdy nastawisz się na dobrą zabawę. Nie lubisz ociężałej pseudofilozofii „Prometeusza”? Nudzi cię zawiłość fabuły „Obcego: Przymierza”? Sięgnij po „Obcego kontra Predatora”! Bezwstydną, bezpretensjonalną i prowadzoną w doskonałym tempie rozrywkę.

„Obcy kontra Predator” jest bowiem tylko i aż efektem miłości Paula W.S. Andersona do dwóch legendarnych kosmicznych potworów. Jest również wynikiem umiejętności tego reżysera, które raczej nigdy nie nosiły znamion wyrafinowania, ale zawsze przynoszą mnóstwo wysokooktanowej, szalonej i prostej akcji.

Kontynuacja artykułu na następnej stronie.