Star Wars Battlefront 2 - Recenzja
Świetny multiplayer i problemy.
Star Wars Battlefront 2 bardzo często pokazuje, co tak naprawdę chcieli stworzyć deweloperzy z DICE, kiedy produkowali poprzednią część - tym razem otrzymujemy bowiem dużo więcej, a pod kilkoma względami jest także lepiej niż ostatnio. Szkoda tylko, że nie obyło się bez paru potknięć.
Na szczęście nawet pewne niedociągnięcia nie są w stanie przesłonić zachwytu, jaki wywołuje oprawa audiowizualna. Kiedy pierwszy raz wskoczymy w przestrzeń powietrzną w trakcie bitwy nad wodami Kamino, jest duża szansa, że na moment oniemiejemy - jest aż tak dobrze. Właśnie ta lokacja najlepiej przypomina, na co stać silnik Frostbite.
Inne mapy nie wyglądają gorzej, a co najważniejsze, są różnorodne. To już nie tylko same powierzchnie planet i otwarte przestrzenie, jak w podstawowej wersji poprzedniego Battlefronta. Mamy korytarze Gwiazdy Śmierci, ulice miasta na Naboo, plażę i fragment lasu na Kashyyyku i inne obszary, nie różniące się wyłącznie wyglądem i detalami, ale oferujące często na tyle inną strukturę ścieżek prowadzących do celów, że wpływają na styl gry.
A propos celów - pod tym względem też jest lepiej. W głównym trybie sieciowej rywalizacji, Galaktycznym Szturmie, otrzymujemy aż 11 map, a do tego kilka scenariuszy bitwy. Raz atakujący muszą eskortować wielki czołg, kiedy indziej przejmować obszary albo hakować jakiś terminal. Cele powtarzają się na niektórych mapach, ale i tak nie czujemy zbytniej powtarzalności.
W tym trybie na polach bitwy ściera się w sumie 40 graczy. Są także pojazdy, które z biegiem czasu możemy wprowadzać do walki - choć nie wsiadamy do nich, a od razu odradzamy się za ich sterami, jak w Battlefield 1. Z taką różnicą, że tutaj nie możemy nawet wysiąść, co mogłoby czasem uratować nam skórę.
Jedną z ważniejszych nowości jest system klas. Tym razem nie gramy po prostu żołnierzem z różnymi umiejętnościami i bronią do wyboru, a otrzymujemy konkretne role. Jest więc uniwersalny szturmowiec, ciężki piechur z blasterowym odpowiednikiem LKM-u oraz specjalista - połączenie zwiadowcy i snajpera. Jest także oficer, czyli najbardziej interesująca klasa, która skupia się na wspieraniu towarzyszy.
Podział ten pozytywnie wpływa na różnorodność zabawy, ponieważ jedna runda może wyglądać zupełnie inaczej od kolejnej - nawet na tej samej mapie. Wystarczy, że wybierzemy zupełnie inną klasę. Trzeba jednak przyznać, że lokacje są zaprojektowane raczej w taki sposób, że fani zabawy w typowego snajpera będą raczej lekko rozczarowani.
Są też klasy specjalne. Może to być wojownik Wookie, bojowy super-droid czy żołnierz z plecakiem odrzutowym i wyrzutnią rakiet. Do tego bohaterowie, czyli potężne postacie znane z filmów. Wszystkie te jednostki - i pojazdy - wybieramy po prostu z menu wyboru klasy. Możemy nimi grać, jeżeli uzbieramy odpowiednią liczbę punktów bojowych, przyznawanych po prostu za grę, wykonywanie celów i zabijanie wrogów.
Cieszy szczególnie fakt, że bohaterowie nie występują już w formie „znajdziek” - żetonów na polu bitwy. Teraz musimy grać dobrze i zarobić punkty, by wejść do walki jako Darth Maul, Yoda czy Chewbacca. Herosi są naprawdę mocni, a w rękach zdolnych graczy potrafią masakrować wrogów. Dlatego czasem, jeżeli jeden zespół dysponuje wyjątkowo utalentowanym zawodnikiem, a drugi nie, trzeba nastawić się na dosyć nierówną walkę. Być może pomógłby tu limit czasowy na użytkowanie bohatera?
Strzelanie jest proste - mniej wymagające z uwagi na brak opadu pocisków - i przyjemne. Większość rodzajów broni zapewnia odpowiednio różne doznania, by zabawa nie zaczęła nudzić. Do tego dochodzą różne zdolności, dzięki którym chwycimy na chwilę za strzelbę czy rzucimy granatem lub użyjemy innego gadżetu.
Kontynuacja recenzji na następnej stronie