Najstraszniejsze momenty w grach wideo
Coś kryje się w cieniu.
Nie odwracaj się (BioShock)
Pierwszą odsłonę BioShocka ciężko przyporządkować do konkretnego gatunku. Pod względem mechaniki gra jest połączeniem FPS-a, przygodówki i skradanki, a na płaszczyźnie fabularnej zawiera w sobie elementy horroru, thrillera, powieści filozoficznej i historii sci-fi okraszonej retro-futuryzmem. Co zadziwiające, taka mieszanka sprawdza się wyjątkowo dobrze - każdy aspekt został odpowiednio przygotowany, nie sprawiając wrażenia dodanego na siłę.
Elementy grozy w BioShocku dzielą się na dwa rodzaje. Pierwszy to przerażenie poprzez ekspozycję - straszne jest samo opuszczone miasto na dnie morza, zamieszkujące je mutanty czy w końcu historia jego upadku. Drugi to bardziej typowe elementy straszące - pojedynki z Big Daddym, czy atakujące znienacka Splicery. Jednak jeden moment szczególnie zapada w pamięć - wizyta w opuszczonym gabinecie dentystycznym.
Wkraczając do porzuconego gabinetu jesteśmy świadkami tajemniczej sceny - oto całe pomieszczenie wypełnia dym, a gdy się rozwiewa widzimy, że na uprzednio pustym fotelu dentystycznym znajduje się ciało. Gdy zbliżamy się do jednej z półek i podnosimy nagranie dym pojawia się znowu. Pochłonięci wysłuchiwaniem zwierzeń doktora Suchonga nie zdajemy sobie sprawy, że po raz kolejny coś mogło pojawić się w gabinecie. Dopiero, gdy się odwracamy okazuje się, że zaraz za naszymi plecami pojawił się Splicer, który cierpliwe czekał, aż go zobaczymy.
Na pierwszy rzut oka to typowy „jump scare”, straszący poprzez nagłe pojawienie się czegoś niespodziewanego. Jednak scena ta zyskuje, jeżeli tylko uświadomimy sobie, że potworny dentysta stał tam przez cały czas, centymetry od naszej postaci, czekając cierpliwie na nasz ruch. Ta świadomość prześladowała niektórych graczy do końca gry - a co, jeżeli właśnie w tej chwili coś czai się z Twoimi plecami?